Zimowy Wielki Rozsutec (Mała Fatra)

Wielki Rozsutec (1610 m n.p.m., słow. Veľký Rozsutec), a właściwie Wielki Rozsutiec to góra, na której miałem okazje być dwukrotnie, lecz nigdy zimą. Za cel obrałem sobie zdobycie jej w 2013 roku. Jako, że najlepsze pomysły rodzą się spontanicznie, postanowiliśmy wraz z moim kumplem i wielkim fascynatem górskich szlaków, Tytusem, zdobyć szczyt w grudniu 2012 roku, dokładniej 28.12.

No to w drogę na Rozsutec!

Umówiliśmy się w Straconce (dzielnicy Bielska-Białej) o 5:30, w konsekwencji wyjechaliśmy przed godziną 6:00.

Droga nie zapowiadała się korzystnie ze względu na dodatnią temperaturę, a co za tym idzie odwilż. Mgła i padający deszcz psuły zimowy klimat, jednak żywiliśmy nadzieje, że na miejscu, na odpowiedniej wysokości, będzie mroźniej. Po drodze robiliśmy przystanki na stacjach benzynowych na toaletę, posiłek i kawę.

Z Bielska-Białej do Terchowej

Trasa prowadziła przez Zwardoń, Czadce (słow. Čadca, do 1927 roku także: Čaca) do Terchowej (Terchová). Po dotarciu na miejsce zaparkowaliśmy pod hotelem Diery, skąd po założeniu odpowiedniego osprzętu skierowaliśmy się na szlak. Przed nami wyruszyli na szczyt czterej Czesi. Już na wstępie pomyliliśmy wejście na zielony szlak w stronę Małego Rozstuca (1343 m n.p.m., słow. Malý Rozsutec). Szybko naprawiliśmy ten błąd i wyszliśmy w stronę wąwozów skalnych, tzw. Dolnych i Górnych Dierów (Dolné i Horné diery).

Drabinki, rzeka i łańcuchy

Panująca dodatnia temperatura dawała się we znaki, warunki były bardzo trudne. Same Diery wybraliśmy ze względu na ciekawy szlak, a jako że byłem tam dwa razy, a Tytus był po raz pierwszy, to warto było nimi pójść (szkoda jedynie, ze w takich warunkach). Osobiście uważam ten szlak za dużo ciekawszy niż szlaki w Słowackim Raju (słow. Slovenský raj), pomimo gorszego stanu technicznego drabinek i zabezpieczeń.

poczatek dierowUrozmaicony szlak

Raki miałem założone aż do Stefanowej (słow. Štefanová). Przy okazji zastanawialiśmy się jak wspomniani wcześniej Czesi mogli iść przed nami bez raków. Ślady ich butów nie wskazywały na ich użycie. Po jakimś czasie doszliśmy do wniosku, ze raki są zbędne w miejscach mniej zlodowaciałych, gdzie wyraźnie przebijały się skałki. Jednak z uwagi na zbyt skomplikowany system zapiec, ja swoje raki zostawiłem na nogach, a wraz z upływającym czasem nauczyłem się umiejętnie wspinać się w nich po drabinkach. Kiedy znaleźliśmy się w okolicy Podžiar krajobraz wyglądał niczym deszczowa jesień.

Dalej w kierunku przełęczy

Po pewnym czasie wędrówki, dokładniej pod Palenicou nasza trasa zeszła się ze szlakiem ze Stefanowej. Miałem już kiedyś przyjemność nim iść. Po pokonaniu jeszcze kilku drabinek i kilku łańcuchów wreszcie można było odczuć powiew zimy. Temperatura wyraźnie się obniżyła, wreszcie można było zachłysnąć się zimowym powietrzem. Dotarliśmy do przełęczy Międzyrozsutcami (1225 m n.p.m., słow. Sedlo Medzirozsutce).

miedzy rozsutcamiTutaj minęliśmy może 5 osób schodzących tym szlakiem. Na samej przełęczy powitała nas mgła, przez co widoczność była bardzo słaba.

Kulminacyjne wejście na Wielki Rozsutec

Nie byliśmy pewni czego możemy spodziewać się po ataku szczytowym. Między Rozsutcami udaliśmy pod jedyną w tym miejscu wiatę, gdzie spotkaliśmy „znajomych” już Czechów. Mimo lekkiej osłony ze strony wiaty, wiał silny, przenikliwy wiatr. Ze względu na pogarszające się warunki atmosferyczne, trzeba było podjąć decyzję odnośnie ubioru na dalszą trasę i czym się przed tym posilić (nasz stały zestaw to herbata, batony i bułki). Żeby nie narażać się na utratę ciepła, postanowiliśmy ruszyć dalej. Według wskazań zegarka Tytusa, który min. pokazywał wysokość na jakiej się znajdujemy, szliśmy tempem 16 metrów w pionie na minutę, co okazało się dobrym wynikiem.

Wyłaniająca się kopuła Wielkiego Rozsutca

W pewnym momencie, ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu, pogoda diametralnie się zmieniła. Przez chmury zaczęło przebijać się słońce oraz skrawki błękitnego nieba. Uradowało nas to, gdyż za każdym razem podczas wypraw z Tytusem, towarzyszą nam piękne widoki. Także tym razem nie mogło być inaczej 🙂 Po jakimś czasie wędrówki, po wyjściu z lasu, jak na zawołanie wyłoniła się z oddali kopuła Wielkiego Rozsutca. Ten moment, uwieczniony na zdjęciu, stał się dla nas nieocenioną pamiątką.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Prosze wpisz swój komentarz!
Proszę podaj swoje imię/nick

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.